Aportuję
więc jestem
Dobrze ponad trzydzieści lat temu usłyszałam lekceważącą uwagę
myśliwego, wskazującego na zwierzęta w ringu wystawowym - "to przecież
nie są psy". Lekceważenie dotyczyło wszystkich psów - oprócz tych
ułożonych do polowania. Nie byłabym aż tak przekonana, że praca
psa ma sens tylko w łowiectwie, ale jedno jest pewne: jeśli nie
będzie doboru do hodowli przede wszystkim ze względu na wrodzone
predyspozycje do pracy, dla której rasa powstała - w krótkim czasie
niewiele pozostanie z psa w psie.
Fenomen możliwości współpracy psa z człowiekiem najpiękniej i
najprościej przedstawił Konrad Lorenz, twierdząc, że to właśnie
pies wyprowadził człowieka na ludzi, pies -stróż, pies - pomocnik
myśliwego i pasterza. Możliwości te wynikają z najbardziej elementarnego
faktu - psy, aby przetrwać, musiały żyć i współpracować w grupie.
A więc są zdolne do tworzenia silnych więzów emocjonalnych z pozostałymi
członkami stada, do zachowań socjalnych hamujących agresję, do
przekazywania, zapamiętania i odbierania sygnałów-informacji, nauki
także przez naśladownictwo, no i potrafią zapamiętać cały ciąg
czynności prowadzących do sukcesu. Z tych możliwości psiej psychiki
korzystamy nadal. Nadal kłusującego psa nie trzeba uczyć łańcucha
zachowań łowieckich, czyli poszukiwania zdobyczy - lokalizacji
- pościgu - schwytania i zabicia. Specyficzną psią cechą jest także
twórcze tropienie, czyli umiejętność wyboru najkorzystniejszego
stylu pracy w dążeniu do źródła zapachu przy zmieniających się
warunkach środowiskowych.
Nie trzeba uczyć psa tropić, ani analizować zapachów - on to
umie doskonale, my musimy tylko dać szansę na realizację wrodzonych
chęci, wskazać jaki zapach jest ważny dla nas. Podobnie przy wrodzonej
chęci aportowania nie trzeba psa uczyć pościgu za uciekającym celem
i jego pochwycenia - nasza rola to przekonać, że warto zdobycz
przynieść i dać techniczne wskazówki - co i w jaki sposób pies
ma przynosić. We wrodzone umiejętności nie trzeba psa naprowadzać
przez nagradzanie przypadkowo pojawiających się lub wymuszanych
zachowań, przydatnych na drodze do celu.
Byle tylko nie dopuścić do utraty silnych popędów typowych dla
rasy.
A to już zaczyna niestety być prawdopodobne.
W imię urody selekcjonujemy psy na wybraną wyróżniającą cechę
eksterieru, choćby ta cecha nie miała uzasadnienia w przeznaczeniu
rasy. W imię mody, by odpowiedzieć na zapotrzebowanie chętnych
klientów, psy są już nie hodowane, a produkowane. Biernie i czynnie
wyklucza się z hodowli psy o silnych popędach, pozostawiając często
te, które obojętnie pogodzą się z życiem kanapowca. Eliminacja
bierna prawdziwych labradorów - to brak wymogu przejścia testów
lub zaliczenia prób pracy zgodnych z przeznaczeniem rasy, a czynna
- to preferowanie w hodowli psów idealnie odpowiadających aktualnemu
wzorcowi eksterieru, choćby nie były zdolne nie tylko zaaportować
kaczki z zimnej wody, ale nawet bodaj przez chwilę zainteresować
się uciekającą zabawką. Dobrze opracowane testy, alternatywne do
prób polowych, sprawdzające zachowania socjalne, pasję aportowania,
odreagowania stresu, odporność na strzał i wytrwałość w pracy dałyby
też wystarczające informacje dla hodowców dążących do utrzymania
użytkowości rasy.
Ale psy o silnych popędach łowieckich wymagają innego życia niż
kanapowce. Można jednak bezpiecznie zachować labradora w labradorze,
jeśli potencjalny nabywca szczeniaka będzie choć trochę przygotowany
do pokierowania psem. Jak szkolić psa - pomocnika myśliwego, to
wie najlepiej pan Cezary Marchwicki, i jego poradniki czyta się
z ogromną przyjemnością.
Moje sugestie przeznaczone są nie dla myśliwych, lecz dla pozostałych
miłośników rasy, którzy tłusty futrzany wałek oparty na czterech
ruchomych słupkach wprowadzą pod swój dach. Wszystkie szczeniaki
labradora, a biszkoptowe i czekoladowe nawet z nazwy są tak kusząco
słodkie, że chciałoby się je tylko głaskać, tulić i dać sobie spokój
z jakąkolwiek pracą. Niestety - to najlepsza droga, aby ze słodzinki
wyrósł dobroduszny lub mniej dobroduszny, ale na pewno bardzo na
co dzień kłopotliwy domowy tyran.
Bo z labradorem należy pracować już od tej chwili, gdy szczenię
zawita w dom. Jedną z cech charakteru labradora jest to, co niektórzy
trenerzy nazywają wczesnym zauczaniem. Jeśli pies w szczenięctwie
nauczy się błędnych zachowań, będą naprawdę poważne problemy by
później je skorygowac, labrador nie jest tak elastyczny jak choćby
owczarek niemiecki. Dorosły pies wraca w podobnych sytuacjach do
zachowań skutecznych w szczenięctwie i nie toleruje błędow przewodnika
w czasie szkolenia. Pies nigdy nie popełnia błędów - on tylko reaguje
na sytuacje stworzone przez nas...niekoniecznie tak, jak byśmy
tego chcieli. Raz zauczone - nieprawidłowe z naszej winy - reakcje
labradora są trudne do zmiany.
Jeżeli szczeniaka nie nauczymy chodzić przy nodze - dorosły labrador
wyciągnie nam ręce z płuckami, nawet prowadzony na kolcach. Szczeniak
nie nauczony kontrolowanej zabawy - znajdzie sobie zajęcie węsząc
wszelkie zwierzęce ślady i dorosły koncertowo zignoruje rozpaczliwie
do smyczy uczepionego właściciela. Najlepszym zajęciem na co dzień
dla niepolującego "cywilnego" labradora jest aportowanie,
tropienie śladów człowieka i poszukiwanie drobnych "zgubionych" przedmiotów
- drobnych właśnie dlatego, aby psa serdeczniej pracą zmęczyć.
Organizując psu taką pracę imitującą polowanie, uzyskujemy to co
najcenniejsze - pozycje niekwestionowanego lidera.
Piłeczka, drewniany koziołek czy sznurkowy gryzak doskonale zastąpią
kaczkę. Oczywiście tak jak myśliwemu pies musi zdobycz oddać, tak
i w "cywilnym" aportowaniu zasady są podobne. Pies aportuje dla
nas, nie dla siebie, nie ma pozostawiania zdobyczy-zabawki do dowolnego
dysponowania, a najlepszą nagrodą za prawidłowy aport jest możliwość
dalszej pracy. Aby wychować perfekcyjnie aportującego labradora,
nie wolno mu aportu obrzydzać!!! Żadnej zdobyczy szczeniakowi do
pyszczka nie wtyka się na siłę, coś, co ucieka, jest bardziej interesujące!
Aport może uciekać na różne sposoby: wyrzucony przez człowieka,
razem z człowiekiem lub ciągnięty na sznurku. Od początku aport
powinien być odbierany z mordki, nie z ziemi, od początku uczymy
szczeniaka komendy "daj" i "trzymaj". Na pierwszym etapie nauki
albo aport, albo szczeniak jest na smyczy, w zasięgu rąk - nie
można pozwolić na ucieczkę ze zdobyczą. Za to pozwalamy nacieszyć
się zabawką przy nas. Możemy głaskać i chwalić trzymającego zdobycz
szczeniaka, można zabawkę poruszyć, ożywiać lub nosić razem. Czekamy
na chwilę spokoju, wtedy bez szarpania, bez wydzierania wyłuskujemy
zabawkę z pyszczka i natychmiast wyrzucamy ponownie. Gdy szczenię
skojarzy, że oddanie zabawki skutkuje możliwością następnego "polowania"
- problem aportowania mamy rozwiązany i teraz pora na dodatkowe
urozmaicenia. Aport kładziemy na ziemi, na krześle, wskazujemy
z poleceniem "przynieś". Kładziemy na ziemi kilka aportów, prosząc
o przynoszenie ich kolejno, uczymy szczeniaka nazw rozmaitych przedmiotów.
Nie uczymy aportowania przedmiotów metalowych dopóki pies nie ma
wyrobionego pewnego, spokojnego chwytu, ani wtedy, gdy zmienia
zęby!!!!. Zabawa w aportowanie ma nieograniczone niemal warianty,
a wszystkie wiążą silniej naszego psa z nami.
Pies skoncentrowany na piłeczce czy jakimkolwiek aporcie łatwo
interesuje się propozycjami innej pracy. Ćwiczenia takie jak "siad",
"waruj", "do mnie" czy "idziemy" bez żadnego przymusu można włączyć
w ciąg zachowań łowieckich, jako sposób na pozyskanie zdobyczy.
Uwaga - nie wolno dopuścić do uzależnienia psa od piłeczki, uzależnienia
wyrażającego się podążaniem tylko za jej ruchem. Staramy się jak
najszybciej doprowadzić do sytuacji, w której pies wykonuje "siad",
"waruj" czy "zostań", choć piłeczka leży obok, przed czy za psem.
Dopiero po prawidłowym wykonaniu ćwiczenia pies zaaportuje ją w
nagrodę. Aportowanie w nagrodę nie wymaga wytrzymania na "siad"
wyrzucenia ani oddawania zabawki w pozycji siedzącej, ale zawsze
poprzedzone jest hasłem i zawsze aport czy gryzak musi natychmiast
być przyniesiony do rąk.
Zarówno aportowanie jak i praca na śladzie to czynności niejako
samonagradzające się - są zarazem i bardzo silną podnietą do pracy,
i nagrodą za pracę.
Jeśli myślimy na serio o tropieniu z psem - to kolejne zajęcie
idealne dla labradora - polecam poradnik Bogusława Górnego Nowoczesne
szkolenie psów tropiących (do zamówienia przez Internet u wydawcy www.multicobooks.com.pl).
Natomiast zamiast kaczki w szuwarach - nasz cywilny labrador
znajdzie schowany w pokoju mały przedmiot o podanym zapachu, a
potrafi to doskonale robić już 10-12-tygodniowe szczenię.
Zakładam oczywiście, że 12-tygodniowy szczeniak ma dobrze wzmocnioną
chęć aportowania. Wykorzystamy teraz naturalną ciekawość szczenięcia
i chęć naśladownictwa zachowań dorosłych członków stada - takim
dorosłym polującym psem jesteśmy oczywiście my. Równie naturalna
jest chęć wyszukiwania i pochwycenia zdobyczy - jest to również
czynność samonagradzająca się. Pokazujemy szczeniakowi trzymaną
w ręce małą pluszową zabawkę, taką, którą można niemal całkowicie
zmieścić w dłoni. Powstrzymując szczenię jedną ręką, drugą wyrzucamy
pluszaka na środek pokoju. Powstrzymujemy szczeniaka oczywiście
po to, aby bardziej pragnął zabawkę pochwycić. Pozwalamy podbiec,
chwycić zabawkę - ale musimy zdążyć upolować ją razem, i razem
się bawić. Po chwili spokojnie wyłuskujemy zabawkę z pyszczka -
nawet przekupstwo smakołykiem nie będzie potrzebne, o ile potrafimy
zasygnalizować gestami, ruchem głowy czy mruknięciem w odpowiedniej
intonacji, że polowanie będzie trwało nadal. Tym razem usadzamy
szczenię i wstrzymujemy wyciągniętą ręką z dłonią ustawioną gestem
ostrzegawczym. Cofamy się blokując szczeniaka gestem ręki, drugą
ręką rzucamy zabawkę za siebie - i wszystko zaczyna się od początku,
z dodaniem hasła pozwalającego szczeniakowi na poszukiwania. Następny
etap to chowanie zabawki tak, aby nie była widoczna. Wynajdujemy
coraz trudniejsze schowki - za fotelem, na poręczy wersalki, pod
naszym kapciem - możliwości naprawdę jest wiele. Bardzo szybko
zachwycone zabawą szczenię będzie się o to wręcz dopominać - a
my niejako przy okazji uczymy malca cierpliwego pozostawania w
pozycji "siad" lub "waruj", bo wydłuża się czas chowania zabawki
w coraz trudniejszy sposób. Szczeniak - to dodatkowa korzyść -
automatycznie uczy się koncentracji na naszych gestach i twarzy.
A ponadto uruchamiamy i doskonalimy psie zdolności rozpoznawania,
zapamiętania i wyszukiwania źródła zapachu - ile zyskujemy ze zorganizowania
tak nieskomplikowanej zabawy! .
I praca węchowa i pochwycenie zdobyczy są nieodłącznymi elementami
łańcucha zachowań łowieckich. Wykorzystanie na co dzień w szkoleniu
elementów tego łańcucha nieprawdopodobnie umacnia kontakt zwierzaka
z nami, ustala naszą pozycję lidera i daje psu zaspokojenie własnych
popędów w najbardziej naturalny sposób. W trakcie polowania na
"ofiary zastępcze", choć są one tylko z pluszu, sznurka czy gumy,
psia satysfakcja jest wręcz niewyobrażalna dla właściciela, który
do tej pory w najlepszym razie dawał się psu wybiegać swobodnie
lub wyprowadzał na spacer tylko na smyczy.
Nasz niepolujacy ulubieniec dumnie stwierdzi: "tropię,
wyszukuję, aportuję - więc jestem labradorem".
Zofia Mrzewińska
^^na górę strony^^ |